„ Przebudził się dzień. Po spędzonej nocy na mym cyplu byłam zziębnięta i obolała. Czułam na skórze każdą nierówność podłoża, które było dzisiejszej nocy mym posłaniem. Niewiele spałam, bo przebywanie w nocy swego życia wymaga tego, aby być czują. Gdy zmysł wzroku odepnie się od nas nie mając pola do popisu i nie mogąc zaczepić się na niczym, pozostaje niewytrenowany słuch, który na pierwszym miejscu budzi lęk. Czy po nocy nastanie dzień? Czy ciemność nie pozostanie wieczna? Sama stabilność podłoża daje jedynie oparcie z zewnątrz, że żaden wiatr nie zdmuchnie mnie z powierzchni, na której zaczęłam kiełkować. Poczucie swego sensu i świętości pozwala przetrwać największe wichury, ale jednak przeznaczona jestem dla światła, dla życia…Ból kiełkowania, przebijania się przez twarde struktury życia jest znamienny na początku obranej drogi. I ja jak kiełkujące ziarno, które najpierw zakorzeniło się w bezpiecznym miejscu tej nocy zaczęłam   wypuszczać pęd swego przeznaczenia, który musiał pokonać wszelkie lęki, aby ujrzeć światło. 

      Dniało. Na linii horyzontu jak zawsze o tej porze dnia pojawiła się żółta wstążka prezentu dnia – zapowiedzi słonka. Czekałam na nią słuchając budzącego się świata, bo zanim ona się pojawiła poczułam w mym brzuchu delikatne iskry, energię pragnienia wyjścia z ciemności, które coraz bardziej rozpalając się zaczęły rozgrzewać mnie całą i powodować, że wszelki ból po śnie na skale zniknął. Poczułam słonko zanim jeszcze pojawił się zwiadowca dnia – przedświt. Dlatego też mogłam w pełni świadoma oczekiwać tego, co się zaraz miało wydarzyć. Dzień, który już nie mógł jak i ja wytrzymać napięcia przed otwarciem prezentu, rozplątał wstążkę koloru słoneczników, a zza horyzontu zaczęło powoli wydobywać się na powierzchnię słonko. Tak długo wyczekiwany prezent, który stać się ma tym, który nada koloru życiu. Wraz z jego wyłanianiem się spod powierzchni horyzontu zaczęła we mnie wpływać jakaś dziwna moc. Tak jak i ono wyłaniało się spod powierzchni ziemi tak i ona, ta moc, zaczęła wnikać we mnie od strony gruntu. Jakbym  z każdym wdechem zasysała ją z ziemi biodrami i kierowała coraz wyżej i wyżej. Poczułam ogień w mym brzuchu, który zaczął wypalać wszelkie zwątpienia i lęki, a w ich miejsce pojawiła się pewność siebie, siła, która dała pewność, że to czego pragnę, spełni się, a właściwie, że mam moc, by to osiągnąć. Wpatrywałam się w rosnące przede mną słońce, które stawało się coraz bardziej żółte i świetliste, aż moje oczy musiały zmienić obiekt, na który patrzyły. Wokół zapanowała jasność. Kolory wszystkiego co wokół mnie stały się ciepłe i przyjazne. Zabarwione jeszcze porannym słonkiem były miękkie i bardzo świeże, tak jak pierwsza zieleń wiosny, która rodzi młode listki, a te będące jeszcze dziećmi, są niemal pastelowe. Coś się zmieniło jednak od wczorajszego wieczoru. Było inaczej , jakby pełniej, mniej surowo. Gdy dotknęłam ziemi, na której siedziałam, poczułam miękkość pod palcami. W niewytłumaczalny dla mnie sposób jałowa ziemia obrodziła. Wokół wystawała maleńka trawa, która jak ja zdumiona tym co zaszło, delikatnie poddawała się falowaniu wiatru, który nagle zbudził się po nocnym odpoczynku. Ziemia pod moimi biodrami odżyła, zatem to ja i moje ukorzenienie się było źródłem życia dla innych wokół. Poczułam ogromne wzruszenie i wdzięczność, bowiem myślałam zawsze, że jestem tu sama, samotna na tym wysuniętym cyplu wyspy i jedynymi towarzyszami dla mnie były fale próbujące odebrać wyspie jej kawałek. Zieleni wokół było coraz więcej i więcej , rodziła się w wielkim przyspieszeniu, a wiatr rozsiewał nasiona kwiatów, które zdążyły pod wpływem słońca pięknie zakwitnąć. Zakwitnęłam i ja, bowiem poczułam wszechogarniającą miłość i wdzięczność  do świata i siebie samej. Kolorem miłości zatem była zieleń, a tym co ją oświetlało była świetlistość słońca, które daje życie i pozwala jej zakwitnąć.”

      Twoja wewnętrzna moc i poczucie miłości do samego siebie… Jak bardzo zależy od tego, czy czujemy się stabilni sami w sobie, czy mamy w sobie zasoby, które stanowią dla nas korzeń, by móc czerpać życiodajne siły. Nie jest możliwością dawać, ofiarowywać innym cząstki siebie, jeśli sami nie jesteśmy pełni. Widzimy jak ważne są fundamenty naszej tożsamości, poczucia bezpieczeństwa i osadzenia w „dobrej ziemi” dla naszego wzrostu. Jednocześnie nasza dbałość o to, aby nasycać się dobrymi rzeczami, emocjami, praktykami pozwala odżywiać przestrzeń, w której żyjemy. 

Historia dziewczyny z cyplu opowiada dziś o jej kiełkowaniu i zakwitnięciu. Nie bez powodu wplotłam tę historię w cykl naszych artykułów dotyczących czakr. Czakry bowiem to nie jest odrębny byt, który można wziąć pod lupę badawczą i opisać je słowami izolując od naszego codziennego życia. Joga to nie jest życie samo w sobie. Joga ma pomagać nam żyć szczęśliwe, jest narzędziem i sposobem myślenia o sobie samym i świecie, który jest wokół nas. Zatem czakry, o których dziś mowa, są objawem, przejawem etapu na ścieżce naszego życia, papierkiem lakmusowym i drogowskazem, którędy iść. Bo jeśli mówią nam o tym, że bez zaopiekowania się przestrzeniami podstawowymi, nie jesteśmy w stanie w pełni przeżywać siebie samych, kochać prawdziwie i być kochanymi, to wiemy jakie musimy wykonać zadania, aby zrobić kolejne kroki.

Dom buduje się od fundamentu

Niewątpliwie najtrudniejszym etapem na naszej drodze jest praca nad naszymi dwiema podstawowymi czakrami – czakrą korzenia i sakralną. O nich pisałam w poprzednim artykule, ale warto przypomnieć sobie, że to one są związane z najbardziej pierwotną emocją jaką jest lęk. Dopiero wtedy, gdy jesteśmy od niego uwolnieni możemy doświadczać w pełni dobrych emocji. Warto zatem przyglądając się swojemu życiu w pierwszej kolejności obrać za cel rozważań te dwie pierwsze czakry. 

Praca z nimi często przypomina błądzenie w ciemności, swoistą noc duszy, jednak zawsze trzeba wiedzieć, że po nocy nadchodzi dzień, a obietnica poranka zawsze się wypełni. 

Praca z czakrami jednak nie wygląda tak, że dopiero po przepracowaniu i „naprawieniu” jednych możemy zacząć pracować z innymi. Praca nad każdą czakrą odbywać się może równolegle i jednocześnie, bowiem każda z nich wpływa na inne i może je uzdrawiać. Ważne, by skupić swoją uwagę na wychwyceniu tych objawów, które świadczą o zaburzeniach w tym rejonie – czy to fizycznych czy emocjonalnych.

Dziewczyna z cyplu po przetrwanej nocy, oczekując pełna nadziei powrotu słonka, odczuwała niesamowicie mocno kolejne etapy swego rozwoju, a na pierwszym planie ukazały się czakra splotu słonecznego jako wschodzące słońce.  

Czakra splotu słonecznego

Zanim nastanie w pełni dzień przyroda szykuje się do jego powitania. I choć w zależności od miejsca na kuli ziemskiej słonko budzi się bardziej powoli lub wyskakuje niczym puszczona piłka, która chwilę wcześniej była przytrzymywana pod powierzchnią wody, to zawsze jest ta jedna chwila, która zapowiada przebudzenie. Gdy rozpoczną się w życiu przemiany, gdy włączy się świadomość odczuwania, to zauważyć można pierwsze pędy naszego zakwitu. Są jeszcze niewinne i delikatne, które czasem tak łatwo przeoczyć. Każdy pęd tuż po przebiciu łuski kokonu musi oczyścić się z warstw, które go chroniły. Czasem musi doświadczyć przymrozku, ale jeśli żyje, przetrwa i czasem za drugim razem osiągnie to, do czego zostało powołane. 

Kolorem czakry splotu słonecznego jest żółty, jak słonko, które nadaje energii do wzrostu. Oświetla cel, a więc symbolizuje ona poczucie i jasność celu, jaki chcemy osiągnąć. Praca z tą właśnie czakrą pozwala określić jasno cel, do którego chcemy dążyć, a także pozwala realizować wszelkie działania, które mają nas do niego doprowadzić. Poczucie w sobie mocy, swojej wartości i pewności swoich decyzji pozwala przemieniać nasze plany, nasze marzenia w rzeczywistość.

Czakra splotu słonecznego umiejscowiona jest w brzuchu, nad pępkiem, a narządy, które mają z nią związek to wątroba, żołądek, trzustka, pęcherzyk żółciowy oraz jelita. W anatomii człowieka splot słoneczny to miejsce na wysokości 1. kręgu lędźwiowego z przodu kręgosłupa, a z tyłu nadbrzusza. Ograniczony jest od góry przeponą, a po bokach nadnerczami. Splot słoneczny to skupisko komórek nerwowych, nazywany mózgiem naszego brzucha. Dlatego też zaburzenia w jego obszarze przenoszą się na wymienione narządy.

 Cały proces oczyszczania i trawienia odbywa się w energii ognia, wypalenia tego co nam nie służy. Źle funkcjonujące narządy, które będą miały swe odbicie w złym trawieniu, oczyszczaniu i wchłanianiu będą wpływały na nasze samopoczucie i emocje. Związane z tym rejonem są takie emocje jak: złość, potrzeba dominacji, egoizm, władczość, ale również zniechęcenie, niska samoocena, lęk przed nowym, krytycyzm wobec siebie samego, trudności w podejmowaniu decyzji, brak energii do działania, ciągłe zmęczenie. We wszystkim wokół widzimy przeszkody do tego, aby pójść dalej, ocena innych staje się dla nas najważniejsza.

Mówiąc o emocjach mówimy również o hormonach, bowiem gruczołem dokrewnym dla czakry splotu słonecznego są nadnercza. To one wytwarzają min kortyzol, adrenalinę, noradrenalinę i dopaminę, które również regulują nasze emocje.

Zatem w jaki sposób możemy pracować z czakrą splotu słonecznego? Co może sprawić, aby pojawił się ogień, który wypali wszelkie złe emocje, które przejmują nad nami kontrolę? Co przyniesie upragniony spokój?

Zarówno dieta jak i ruch będą wpływać dobroczynnie i leczniczo. Praktyka jogi, a przede wszystkim takie asany jak navasana (pozycja okrętu), dhanurasana (łuk), virabhadrasana (wojownik), skręty tułowia w siadzie będą wspaniale regulować pracę czakry. Rozluźnianie przepony i praca z oddechem spowodują, iż miejsce to nie będzie napięte. Otaczaj się kolorem żółtym, pracuj z kamieniami (cytryn żółty wspaniale wspomaga pracę z lękiem), jedz żółte warzywa, owoce i produkty spożywcze. Ogrzewaj jedzeniem to miejsce, nie wychładzaj. Bądź blisko ognia, zapal świece i praktykuj zapatrywanie się w nią. I powtarzaj nieustannie na głos: 

„Mam w sobie moc, aby osiągnąć to czego pragnę.”

„Mam w sobie odwagę, by wprowadzić pozytywne zmiany w swoim życiu”

„Wybaczam sobie błędy z przeszłości i biorąc z nich naukę idę dalej ku szczęściu”

Czakra serca

      Zieleń. Najpiękniejsza jest ta, gdy drzewa na wiosnę nieśmiało rozwinęły swe dłonie do słońca, by czerpać z niego energię do życia. Zieleń wiosennych liści, ich miękkość i zapach. Ale również najpiękniejsza jest ta, gdy w swej pewności trwają w lato grzejąc się w upale słonka. Uwielbiam ten odcień, niemal butelkowy, gdy spełnione życiem powoli szykują się do snu zimowego przebarwiając je potem na różne wariacje. Zieleń jest piękna, w każdym wydaniu. Zieleń jest kolorem serca i miłości. Zatem…miłość w każdym czasie życia jest piękna. I również wtedy, gdy nadciągną burzowe chmury i jej kolor się zmieni lub wtedy nawet, gdy liście opadną…

Odwieczne pytanie, które często sobie zadajemy chcąc dokonać wyboru: słuchać głosu serca czy rozumu? Zaufać logice czy uczuciu? Świat, który nas otacza przeciął grubą linę łączącą ich oboje, pokazując, że lepsze jest to, za czym stoi twardy rozum odporny na emocje. Jest w tym świata interes, lecz świadomy człowiek zauważa, że coś tutaj nie pasuje. Skoro wszystko w ciele jest idealne, wszystkie procesy, które zachodzą są takie jakie być powinny, to dlaczego zatem tak duży dysonans pomiędzy tych co myślimy, a odczuwamy? Niestety schematy wpajane nam od dzieciństwa i to nie koniecznie z premedytacją, lecz przechodzące z pokolenia na pokolenie czynią nas coraz bardziej chaotycznymi w środku. Lecz widać w świecie coraz większą potrzebę i ruch w tym kierunku, aby powrócić do homeostazy. Zatem…głos serca i rozumu w swej naturze to jedno. Spójność pomiędzy nimi nosi nazwę koherencji, gdy nasz cały system funkcjonuje optymalnie. Energia układu nie jest marnowana, a organizm jest w stanie się sam uzdrawiać. 

Stan koherencji serca to stan głębokiej, wewnętrznej świadomości. Odczuwamy wtedy głęboką radość i wdzięczność. Mówić można tu o trzech emocjach: wdzięczności, współczuciu i wzruszeniu. Serce koherentne wpływa na nasze całe ciało i wspaniale komunikuje się z rozumem. Bo gdy serce jest spokojne, wolne od chaosu emocji może wspaniale wpływać na uspokojony umysł i odwrotnie. Fale mózgowe spowalniają swój bieg, a ciało dostaje impuls do działań samonaprawczych. W stanie spójności umysłu i serca możemy przebywać na co dzień, będąc świadomym swego ciała, swojego oddechu i stawiając się w roli obserwatora tego wszystkiego co wokół nas się wydarza. 

Życie jest bardzo wymagające i często nieświadomie mu ulegamy, a wtedy w nasze życie wkrada się chaos i zniechęcenie. Jednak umiejętność szybkiego przywrócenia tego połączenia pomiędzy sercem a rozumem, wejście w stan koherencji pozwala przemieniać nie tylko nas samych, ale również wpływa na nasze otoczenie i inne osoby. Wpływa na cały świat wokół – jak w historii o dziewczynie z cyplu, która stała się źródłem przemian przestrzeni wokół. Będąc w stanie koherencji serca i umysłu wytwarza się w nas wysoki poziom energii, nasze pole energetyczne staje się bardzo silne, które ma właściwości przyciągające. Naturalne jest więc, że wpływać będziemy i przyciągać osoby, które tej energii potrzebują. Jednocześnie wysokie wibracje energetyczne danej osoby przyciągają do niej ludzi i zdarzenia o podobnym poziomie energii. Stąd też pojawiać się będą  w naszym życiu nowe osoby i nieprzypadkowe zdarzenia, które kiedyś były dla nas niemożliwe do zaistnienia. Wytworzony większy potencjał , przemiany, które  się dokonują w człowieku spowodują przemiany w naszym życiu, gdzie w naturalny sposób porzucimy osoby i zdarzenia, które nie będą z nami współdziałać na tym samym poziomie wibracji.

Badania naukowe (Neurokardiologia, dr J. Andrew Armour,1991 oraz np. prace dr Ming He-Huang z Akademii Medycznej w Harvardzie) opisują, iż serce ma złożony system nerwowy, który można nazwać małym mózgiem składającym się z czterdziestu tysięcy komórek nerwowych. Znajdują się w nim takie same komórki nerwowe jak w mózgu. Naukowcy z Instytutu HearthMath uważają, że serce „komunikuje” się z mózgiem i wysyła do niego znacznie więcej informacji niż odwrotnie. Zachodzi zatem pomiędzy nimi głęboka korelacja i ma wpływ na całe nasze ciało. 

Podsumujmy zatem czym jest czakra serca i jak się czujemy, gdy znajduje się w balansie:

 – odczuwamy bezwarunkową miłość wobec siebie i innych

– jesteśmy tolerancyjni, otwarci, szanujemy siebie oraz innych

– jesteśmy wrażliwi na otaczające nas piękno świata i innych ludzi, potrafimy je dostrzec

– potrafimy dawać oraz przyjmować

Jeśli odczuwamy:

 – lęk przed odrzuceniem

– mamy problemy z okazywaniem uczuć i jesteśmy zamknięci na innych i otaczający świat

– jesteśmy podatni na zranienia

– pragniemy za wszelką cenę miłości od innych

– mamy trudność z byciem wyrozumiałym wobec siebie i innych oraz nie potrafimy okazywać miłości samemu sobie

warto podjąć kroki ku temu, aby przywrócić w tym rejonie balans. Praktykuj jogę, zwłaszcza pozycje wygięć ( już pozycja urdhva mukha svanasana  – pies z głową w górę otwiera wspaniale klatkę piersiową; wpleć w praktykę ustrasana – pozycję wielbłąda czy urdhva dhanurasana – mostek), pracuj z wizualizacją, medytuj, pracuj z kamieniami – kwarc różowy i rodonit. 

I przede wszystkim praktykuj wdzięczność. Ta prosta praktyka, jak pokazują liczne badania naukowe, potrafi przemienić nasze postrzeganie świata, a co za tym idzie nasze życie w niewyobrażalny sposób. 

Jak wygląda ta praktyka? Zacznij od małych kroków. 

  1. Codziennie pomyśl o dobrych rzeczach, które spotkały Cię w życiu. Możesz wybrać na to stałą porę dnia, np. tuż przed zaśnięciem. 
  2. Pisz listy wdzięczności do siebie bądź osób, które są Ci bliskie – i nie musisz wcale tych listów wysyłać. 
  3. Załóż zeszyt, w których będziesz opisywać wszystkie rzeczy, za które czujesz wdzięczność. I tak – właśnie czynność pisania ma tu bardzo duże znaczenie. Nie bez powodu pisanie długopisem, piórem na kartce, a nie w komputerze czy smartfonie jest bardzo skutecznym narzędziem w psychoterapii. 

„ Miłość wypełniła mnie zupełnie całą i potrafiłam zrozumieć te wszystkie kolory zieleni, które doświadczyłam w przeszłości. Nagle poczułam potrzebę tego, aby zacząć śpiewać. Głos rozszedł się po tafli niebiesko-granatowych wód oceanu, a nade mną pojawiła się tęcza, dokładnie w takich kolorach, jakie mnie zewsząd otaczały…”

 

Ewa Sikora